Bibułki matujące do twarzy, czy aby matują??


Jestem posiadaczką tłustej cery, nie lubię tego. Zresztą przetłuszczającej się twarzy nie da się polubić, bo jak? Ciągle walczę z efektami nadmiernego wydzielania sebum przez moją skórę. Sprawdzam różne opcje, aby uzyskać na mojej twarzy matowe wykończenie, które utrzyma się do końca dnia. Jakiś czas temu nadeszła chwila, kiedy zdecydowałam się sprawdzić bibułki matujące. Byłam poniekąd namówiona na nie przez moją koleżankę z uczelni. Chwaliła je sobie i mówiła, że ciągle korzysta z tego typu bibułek. Są jej pogotowiem antysebumowym i zawsze nosi je w torebce.



U mnie padło na bibułki matujące z Marion. Bardzo spodobało mi się eleganckie czarne opakowanie w postaci koperty, którą wystarczy uchylić i wydobyć z jej wnętrza jeden ze stu papierków matujących.


Podekscytowana czekałam aż przetłuści mi się makijaż i sięgnęłam po to cudeńko. Wystarczy delikatnie przycisnąć bibułkę do świecącej się powierzchni twarzy. Po wykonaniu tej czynności najpierw spojrzałam na papierek. Był obtłuszczony, z widocznymi śladami mojego całodziennego sebum.


No dobra, dobra, ale co z makijażem? Co z twarzą? Ano...

Sebum zostało zebrane, ale makijaż wyglądał źle. Był jakby lekko zważony na twarzy. Nie podobał mi się efekt jaki uzyskałam. Myślę nawet, że bardziej lubię rezultat po odsączeniu sebum zwykłą chusteczką lub srajtaśmą. Wtedy zbiera się też odrobina zabrudzonego kosmetyku, co widocznie u mnie spełnia swoją rolę, natomiast zbieranie bibułką wyłącznie sebum bez krzty pudru wygląda jak zważony, źle dobrany kosmetyk. 


Bibułki leżały u mnie baaardzo długo, leżały i czekały na odkupienie. Ostatnio postanowiłam znowu dać im szansę i sprawdzić jak zmatowią mi twarz. A kysz, złe bibułki! Taka właśnie była moja reakcja. Niestety nie wkupiły się z moje łaski ani wtedy, ani teraz.




🎔🎔🎔🎔🎔
Moją marynarkę znajdziesz tu:

Moje okulary, a raczej taki sam fason okularów w innej kolorystyce znajdziesz tu: