Podkład mineralny LILY LOLO, sprawdzam czy warto!

Od dwóch miesięcy mam do czynienia z marką kosmetyczną LILY LOLO, wywodzącą się z Wielkiej Brytanii i sprowadzoną do Polski przez firmę Costasy w ramach rozpowszechniania zdrowego stylu życia w świecie makijażu. Tak, można zdrowo i w zgodzie z naturą zgłębiać sztukę makijażu! 


LILY LOLO to kosmetyki skomponowane wyłącznie z naturalnych składników, a co za tym idzie? Skóra nie musi walczyć z chemikaliami, które niestety występują w większości produktów na naszym rynku. Ja akurat mam to szczęście, że nie jestem posiadaczką cery wyjątkowo wrażliwej i podatnej na uczulenia, ale wiele osób boryka się z tym problemem. Muszą ostrożnie wybierać wszystko co trafia na ich skórę. Produkty Lily Lolo zapewniają im komfort użytkowania, a producent gwarantuje, że jego marka jest zupełnie wolna od szkodliwych substancji. 

Wielbiciele zwierząt też mogą odetchnąć z ulgą! Lily Lolo nie testuje kosmetyków na zwierzętach.



___________
Misie kolorowe, wspomnę jeszcze tylko o pochodzeniu nazwy tej marki kosmetycznej i przechodzę do recenzji. Pragnę o tym nadmienić, bo jest to wątek wypowiedzi założycielki Lily Lolo, który wywarł na mnie mega pozytywne odczucia: "Nazwa Lily Lolo pochodzi od imion moich sióstr – Lisy i Lorraine. Lily Lolo to prawdziwie rodzinna firma. Nasze podstawowe priorytety to miłość, szacunek i najnowsze mineralne innowacje. Witamy w naszej rodzinie!"




Flagowym produktem marki Lily Lolo jest MINERALNY PODKŁAD SPF 15. Wybrałam dla siebie odcień Warm Peach, który jest podkładem o ciepłych tonach dla jasnej cery.

Odpowiednia aplikacja tego kosmetyku jest podstawą dla uzyskania najlepszego efektu! Należy pamiętać, że umalowana twarz będzie wyglądać idealnie pod warunkiem, że będzie regularnie peelingowana i odpowiednio nawilżona. Dlatego pierwszym krokiem w makijażu kosmetykami mineralnymi powinno być nałożenie ulubionego kremu i odczekanie aż nasz ulubieniec się wchłonie.


Gdy rozpoczynałam swoją przygodę z minerałami, pomyślałam sobie, że cały ten makijaż będzie czasochłonny i upierdliwy. Miałam takie nastawienie, bo często nie miałam czasu na nałożenie kremu pod makijaż i uważałam, że jak będę zmuszona to robić to czas wykonywania makijażu się wydłuży. Szczególnie, że później jeszcze trzeba wysypać podkład na pokrywkę, nabrać odrobinę na pędzelek, otrzepać nadmiar, uderzyć podstawą pędzla o płaską powierzchnię, żeby proszek wpadł głębiej we włosie i kolistymi ruchami pędzla wmasować podkład w skórę. Myślałam, że ten rytuał to mega absorbujący proces. Okazuje się, że nic bardziej mylnego misie kolorowe. Jest to niesamowicie prosty i szybki zabieg, ponadto jest zdecydowanie przyjemniejszy niż rozprowadzanie zwykłego podkładu. I wreszcie nakładam krem na dzień, z czego moja skóra bardzo się cieszy. Zresztą nie tylko z tego, ale o tym za chwilę...


Podkład jest zamknięty w ślicznym przeźroczystym pojemniczku z matowym akcentem. Wieczko jest czarne, również matowe, a na samym środku znajduje się logo w tym samym kolorze. Znaczek odznacza się od pozostałości opakowania tym, że ma połyskujące wykończenie. Tego typu design kwietniowa lubi najbardziej. Minimalizm i klasa.

Warto dodać, że środek pojemniczka ma ruchomą część, którą można przesuwać i zamykać dostęp do dziurek. Dzięki temu mój Warm Peach nie rozsypuje się, gdy znajduje się w kosmetyczce. Chociaż i tak u mnie prawie zawsze stoi na wierzchu, bo pięknie zdobi toaletkę. 


Produkt jest bardzo wydajny, bo używa się go w malutkich ilościach! Trzeba wręcz uważać, żeby nie nabrać na pędzel za dużo. Tylko wtedy makijaż będzie wyglądał lekko i naturalnie. Nakładamy podkład cienkimi warstwami, a jeśli chcemy większe krycie niż to, które daje nam jedna, cienka warstwa - można pozwolić sobie na nałożenie kolejnych warstw, byle każda z nich była tycia. Dla uzyskania lepszego krycia możemy również zastosować krem BB na krem nawilżający lub bezpośrednio na skórę i później okryć to podkładem Lily Lolo. 
Jest też podział technik aplikacji ze względu na rodzaj cery.

Posiadacze skóry mieszanej lub tłustej zaczynają nakładać od środkowej części twarzy i tak jak w powyższym opisie kolistymi ruchami wmasowują go w skórę. Przy przetłuszczającej się twarzy, można też zmieszać proszek z cielistym korektorem i nakładać jak zwykły podkład. Jest to ciekawe zastosowanie, szczególnie, że natychmiast uzyskujemy idealne krycie. A co jeśli masz skórę suchą, wrażliwą lub dojrzałą? Wtedy lepiej wykonywać pociągłe ruchy z góry na dół lub subtelnie "stemplować" całą twarz. Oczywiście to tylko sugestie, a każdy może poszukiwać najlepszej dla siebie metody. 



Powiedziałam wam już sporo na temat mojej Warm Peach, ale właściwie jak wrażenia poza tym, że wreszcie mam motywację do stosowania kremu na dzień? Przyznam, że widzę sporą różnicę w stanie mojej skóry w porównaniu z podkładami, które używałam dotychczas. Prawie zawsze sięgałam po ciężkie kosmetyki, a tu nagle makijaż, który oddycha! Mogę śmiało powiedzieć, że ten kosmetyk nie obciąża. Nawet nie czuć, że coś jest na twarzy. Przy pierwszym użyciu byłam w szoku, że nic nie ciąży mi na skórze i w dodatku tak naturalnie wygląda. Efekt mnie powalił, ponieważ uzyskałam dobre krycie, a skóra wyglądała tak lekko i świeżutko. Mój Warm Peach nadaje promienny wygląd. Trafiłam na informacje, że podkłady mineralne Lily Lolo odbijają światło i tym samym zmniejszają widoczność drobnych zmarszczek i przebarwień. Coś w tym jest, faktycznie wizualnie skóra jest młodsza.


A jak z długotrwałymi efektami mojej przygody z minerałami? Podkład zawiera naturalny filtr przeciwsłoneczny SPF 15, dzięki czemu zapobiega negatywnemu działaniu promieniowania UV, a co za tym idzie redukuje czynniki drażniące i powodujące starzenie się skóry. Skóra jest chroniona, ale to nie wszystko. Zauważyłam też, że moje pory nie są zatkane jak przy stosowaniu ciężkich produktów. Nie robią mi się niespodzianki w postaci wyprysków i zaczerwienień. To potwierdza, że makijaż faktycznie oddycha.


W przepuszczalności makijażu nie przeszkadza również warstwa matującego pudru mineralnego Flawless Matte, który aplikowałam na podkład zawsze wtedy, gdy potrzebowałam mega trwałego wykończenia. Recenzję pudru znajdziecie w linku: https://kwietniowaaa.blogspot.com/2018/11/puder-mineralny-lily-lolo-flawless-matte.html



Puder Flawless Matte aplikuję pędzlem SUPER KABUKI od Lily Lolo. Używam go i do przypruszenia makijażu pudrem i do nakładania podkładu mineralnego. Przy moim Warm Peach jest wręcz niezastąpiony!


Pędzel Super Kabuki wykonany jest z najlepszego gatunkowo syntetycznego włosia, które jest tak mięciutkie w dotyku, że makijaż natychmiast staje się przyjemniejszy. Wystarczy raz przesunąć nim po skórze i miłość gwarantowana! 


Dzięki zastosowaniu syntetycznego włosia mamy w swoich kosmetyczkach pędzel bardziej trwały niż z włosiem naturalnym. Nie wypada ono z rękojeści tak jak naturalne. 

Wygląd pędzla jest charakterystyczny dla Lily Lolo, minimalizm i uwieńczenie designu ich estetycznym logo. Po drugiej stronie widnieje biały, prosty napis SUPER KABUKI. Me gusta.


Przyznam, że testowałam jak inne pędzle sprawdzą się przy aplikacji minerałów i szczerze? Super Kabuki nie ma sobie równych. Jest najbardziej precyzyjny, gładziutko sunie po twarzy i równomiernie rozkłada produkt. Zauważyłam też, że zmatowienie makijażu utrzymuje się dłużej po nałożeniu tym pędzlem. Doszukuję się czym to jest spowodowane i myślę, że jest to kwestia miękkości włosia. Kabuki od Lily Lolo jest tak subtelny w oddziaływaniu na moją skórę, że nie drażni jej nawet w najmniejszym stopniu. Chwała mu za to!