Chcę się z wami podzielić moim testem jaki przeprowadziłam na hialuronowym wypełniaczu ust marki DermoFuture. Nie wiem czy zdecydowałabym się na tego typu kosmetyk, ponieważ jestem sceptyczna w stosunku do preparatów obiecujących alternatywę dla profesjonalnych zabiegów. Jednakże lubię korzystać z promocji organizowanych w drogeriach i jakiś czas temu trafiłam na ten właśnie wypełniacz. 

Należy używać go kilkakrotnie w ciągu dnia, dla polepszenia efektu dodatkowo przed położeniem się spać. Nie jest problematyczny w stosowaniu, ma dość wygodny aplikator. Z tym, że ja bardzo często wyciskam więcej zawartości niż potrzeba i później czekam aż wchłonie się nadmiar białej mazi wyglądającej jak maść. Po wyschnięciu, usta można pokryć szminką.



DermoFuture zawarł w recepturze takie składniki aktywne jak kwas hialuronowy i kolagen.


Producent pisze:
Klinicznie potwierdzony, dzięki swojej zmikronizowanej strukturze i zawartości kwasu hialuronowego działa mechanicznie jak poduszka, podpora dla zapadniętej skóry. Dzięki swoim właściwościom fizykochemicznym zwiększa nawodnienie w okolicy zmarszczki, dzięki czemu skóra staje się bardziej elastyczna i odporna na zaginanie. Zastosowana innowacyjna technologia nie tylko nie podrażnia ust, ale także stymuluje ich gładkość oraz wypełnia nieatrakcyjne zmarszczki palacza wokół ust.
Kolagen jest odpowiedzialny za elastyczność skóry, usta ujędrniają się i wypełniają, a komórki się regenerują. 
Super Size Complex sprawia, że usta nabierają koloru, ujędrniają się, pobudzone zostaje krążenie, dzięki czemu kwas hialuronowy i kolagen zostają wprowadzone w głębsze warstwy skóry.


Co obiecuje producent?
Badania kliniczne w przypadku HIALURONOWEGO WYPEŁNIACZA UST potwierdzają wyraźnie większe usta i mniejsze zmarszczki, pierwszy efekt już po 5 minutach od zastosowania. Po 28 dniach stosowania usta stają się wypełnione i powiększone, a zmarszczki znikają.


Jakie są moje odczucia?
Po nałożeniu preparatu na wargi, stają się one nieco nabrzmiałe, ale tylko nieznacznie. Kolor ust nabiera mocniejszego odcienia, co optycznie je uwydatnia. Jak zdarzy mi się nałożyć specyfik przy samym konturze, ewentualnie wyjechać aplikatorem poza kontur to okolica wokół ust zaczerwienia się. Dla niektórych może to być fajny efekt dodający uśmiechowi milimetrów. Mi średnio to podchodzi, dlatego staram się nie wyjeżdżać poza linię. Według mnie im bardziej precyzyjna aplikacja, tym estetyczniej to wygląda. Efekt nie jest długotrwały, znika w bardzo różnym czasie, nie zaobserwowałam ile średnio się utrzymuje. Nie nazwę tego powiększeniem ust, ewentualnie uwydatnieniem ich. Mimo niewielkiego i krótkiego efektu uwydatnienia, jest coś co ten preparat robi idealnie! Nawilża usta nieporównywalnie lepiej niż większość pomadek przeznaczonych właśnie w celu nawilżenia. Odnośnie zmniejszania widoczności zmarszczek to ja jeszcze takowych nie posiadam, dlatego na takie tematy porozmawiamy dopiero za jakiś czas;D



Czy polecam HIALURONOWY WYPEŁNIACZ UST?
W sumie to tak. Jest poniekąd taką zabaweczką do powiększania. Mimo tego, że jest tylko do pobawienia się w powiększanie ust, to ja chętnie sięgnę po kolejne opakowanie, choćby dla nawilżenia jakie można uzyskać podczas stosowania. Do tego bardzo podoba mi się efekt uwydatnienia naturalnego koloru ust, zrobiłam wam takie porównawcze zestawienie przed i po użyciu preparatu.


Tak właśnie wygląda różnica, nie jest zbyt pokaźna, ale nie można powiedzieć, że nie ma jej wcale.


Może ktoś zwrócił uwagę na moje lusterko wyglądające jak ciasteczko? Smakowicie wygląda, a ten biały kolor udający nadzienie to zasługa grzebyczka, który jest zamknięty w środku:




Dla zainteresowanych przypominam o mojej zniżce 10% do sklepu BornPretty i podsyłam linki do lusterka, kosmetyczki i kolczyka, którego widać poniżej:


Zniżka na cały nieprzeceniony asortyment po wpisaniu kodu WWNT10, za wysyłkę nie trzeba dopłacać, jest zupełnie darmowa.









Jeszcze chyba pod żadnym postem nie udostępniałam wam mojego facebooka. Zdecydowałam, że go tu podrzucę, tym sposobem nowe osoby docierające do moich postów będą mogły znaleźć mnie na facebooku, polubić fanpage i być na bieżąco z udostępnianymi przeze mnie postami. Tak więc łapcie:



Od jakiegoś czasu bardzo trapi mnie zagadnienie wolności. Nie mogę odeprzeć wrażenia, że to bardziej złożony temat niż by się wydawało...

Dzieci chcą być jak najszybciej starsze, żeby rodzice im na więcej pozwalali. Z niecierpliwością wyczekują czasu większego luzu, żeby poczuć wolność. Po czasie okazuje się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wtedy młodzież nie do końca jest zadowolona z tego, że może już wracać do domu nieco później i nie tłumaczyć się z każdej godziny swojego dnia. Teraz chciałoby się więcej i więcej...

Takiego młodego człowieka często nachodzą myśli jak to fajnie jest być dorosłym. Nie trzeba tłumaczyć się rodzicom, słuchać nauczycieli i tak dalej i tak dalej.

Błąd!




Jako dorosły nigdy nie jesteś w pełni wolny. Mogę nawet śmiało rzec, że wtedy wolność to totalna abstrakcja. Może to tylko moje zdanie, ale zapewnienie sobie bytu i warunków życiowych nie pozwala na wolność. Podporządkowujesz ogromną część swojego czasu pracy. Czas wolny to głównie obowiązki, bo przecież trzeba iść po zakupy, ugotować, posprzątać czy zrobić pranie. Tu mowa o braku wolności pod względem czasu, ale jeszcze pytanie jak jest z wolnością dla duszy? Moje pytanie zabrzmiało mi trochę jakby Świadek Jehowy właśnie zapukał do drzwi i chciał porozmawiać o Bogu. Jednakże to nie ta kwestia, nie będę pisać o wierze, bo to już indywidualna sprawa każdego z nas. Według mnie nie mamy też do końca pozwolenia na wolność dla duszy i na bycie takim jak nam się żywnie podoba. Musimy spełniać role społeczne, niekiedy sprzeczne z tym co w nas tkwi. Udawać ludzi, którymi nie jesteśmy i odnoszę wrażenie, że niektórzy już zgubili przez to swoją tożsamość.


A jak to jest gdy już mamy darowaną od losu tą odrobinę względnej wolności jaką są choćby wakacje? Tu już różnie. Jedni wychodzą non stop ze znajomymi, zwiedzają nowe miejsca i poświęcają się imprezowaniu. Inni wolą posiedzieć przed laptopem, poczytać książkę i zamówić żarcie do domu, żeby nie musieć wyłaniać się na ten skwar panujący za oknami. Nie ma definicji dobrego i złego spędzania swojego wolnego czas, byle robić to co sprawia przyjemność. Pamiętam jak miałam taki okres w swoim życiu, gdy bardzo dużo spałam i często miewałam paraliże senne, świadome sny czy choćby kilkustopniowy sen w śnie. Doświadczałam ciekawych przeżyć. Każdy mi mówił, że marnuję czas. Moje zdanie było inne. Robiłam to co lubię, a robienie tego co się lubi to nie jest marnowanie czasu.

Już tyle naczytałam się artykułów na temat aktywnego spędzania wakacji, byle tylko wychodzić, imprezować i nie siedzieć w swoich czterech ścianach. W sumie nie mogę nie poprzeć takiego nastawienia niektórych blogerów. To wygląda na typowo motywacyjne artykuły próbujące odgonić wakacjonistów od komputerów i telewizorów, popieram taką motywację! Z tym, że nic na siłę. Najważniejsze jest, aby robić to co daje prawdziwą przyjemność, nawet jeśli miałoby to być siedzenie na dywanie przez dwa dni i układanie puzzli zawierających tysiąc elementów.

Aktualnie nasłuchuję własnych pomysłów jak będzie wyglądać mój wolny czas, który akurat nastał. Nie wiem na jak długo, ale nastał. Nastawiam ucha na samą siebie;D


Gdyby ciekawiło was gdzie dorwałam wianek i fake septum to łapcie:


I nie przegapcie tego, że mam zniżkę na cały nieprzeceniony asortyment tutaj:

Mój kod zniżkowy jest niezmienny: WWNT10.