Gąbka z mikrofibry do makijażu | FUTRZASTY BEAUTY BLENDER


Multifunkcyjna gąbka z mikrofibry, cała w malutkich włoskach, ma ułatwić nam rozprowadzanie kosmetyków. Gdy jest sucha, służy do produktów sypkich, czyli do: pudru, bronzera, różu i rozświetlacza. Na mokro możemy nią wklepać korektor i podkład. Gdy jest mokra, mega powiększa swoją objętość, co zobaczycie na zamieszczonym przeze mnie gifie: 


Jest to taki mechaty beauty blender, z tą różnicą, że ma zjadać mniej kosmetyków ...i trzeba przyznać, że faktycznie nie wchłania dużych ilości produktów. 

Sprawdza się bardzo dobrze! Ładnie rozprowadza kosmetyki i w związku z tym, że ich nie zjada, do zrobienia satysfakcjonującego makijażu wystarczy odrobina korektora, czy podkładu. Przy czyszczeniu gąbeczki, doskonale widać, że kosmetyk osadza się tylko na włoskach. Ze środka gąbki nie wydostaje się barwiąca woda, co znaczy, że nie został przez nią wchłonięty podkład. 


Misiowa faktura jest też bardzo przyjemna dla skóry. Temu akurat nie da się zaprzeczyć, przynajmniej wtedy, gdy gąbka jest jeszcze pierwszej świeżości. Z czasem włoski się wycierają - głównie w najbardziej eksploatowanym miejscu gąbeczki, a sama mikrofibra staje się dla skóry taka sobie. Makijaż wykonywany zniszczoną mikrofibrą nie jest już tak przyjemny, trochę bardziej zaczyna przypominać make up zwykłym beauty blenderem. 

Celowo uwieczniłam gąbeczkę w tej podkładowej upierdzielce, bo nie dość, że idealnie widać miejsca wytarcia włosków, to można zauważyć również dowód na moje słowa z akapitu powyżej - że kosmetyk nie wchodzi w gąbkę, a osiada on wyłącznie na tych maleńkich włoskach z mikrofibry. Wydajność, wydajność i jeszcze raz wydajność. 


A na sucho? Z tym trzeba uważać, bo łatwo zrobić sobie krzywdę zbyt dużą ilością kosmetyku. Trzeba nabierać minimalne ilości produktów, żeby nie narobić na twarzy żałosnych plam. Gdy już zrobi się kleksa, da się odratować sytuację, bo mechaty produkt całkiem nieźle rozblendowuje pigment kosmetyku. 

Jedynym minusem rozblendowania plamy będzie zbyt intensywne natężenie koloru w danym miejscu, który trzeba będzie skorygować pudrem w kolorze odpowiadającym odcieniowi Twojej skóry. 

Zboczeńcy rozświetlaczowi - tacy jak ja, z pewnością będą zadowoleni z możliwości, jakie daje fibrowa gąbeczka podczas tworzenia efektu tafli✨


Używam jej już od pół roku i przez cały ten czas służyła mi bardzo często. Może nie towarzyszyła mi codziennie, bo nie wykonuję makijażu dzień w dzień, ale i tak baaardzo często służyła mi do wykonywania make upu w przeciągu tych 6 miesięcy. Całe jej zużycie widać po wytartych włoskach z jednej, najczęściej używanej strony. Gdybym zmieniła stronę, nadal mogłabym korzystać z przyjemnej, mechatej powierzchni, ale chyba jestem oporna na ten pomysł ...czy wy też macie swoje przyzwyczajenia, co do używania zawsze tej samej strony beauty blendera?


Psst ...przez moje rosnące zainteresowanie medytacją, ostatnio naszło mnie pytanie, ile prawdy jest w idei "magicznych" kamieni. Wiecie, takich jak choćby onyks, malachit, rubin, czy bursztyn. Nie jestem zwolenniczką przypisywania metafizycznych cech kamieniom i przedmiotom, ale zastanawiające jest, jak wiele osób wierzy, że noszenie przy sobie jakiegoś amuletu albo jak zwykli mawiać ludzie "szczęśliwego przedmiotu", może zmienić bieg wydarzeń i wpłynąć na to, co ich spotyka na codzień. 


Rubin prawdopodobnie dodaje witalności, inspiruje do poszukiwania szczęścia i potęguje uczucia, w tym miłość i rozkosz. Bursztyn jest naturalnym jonizatorem powietrza, a zachowanie równowagi jonowej w otaczającej nas przestrzeni, skutkuje intensywniejszym wytwarzaniem serotoniny, czyli "hormonu szczęścia". Można powiedzieć, że dzięki temu obecność bursztynu poprawia samopoczucie i poprawia zdolność koncentracji. Do medytacji najbardziej odpowiedni wydaje się być onyks, czarny krzemian, który przynosi ukojenie i równowagę, ułatwia medytację, przywraca harmonię ciału i umysłowi. Kamienie można oprawić i uznać za całkiem gustowną biżuterię. Weźmy na przykład bransoletkę. Gotowe bransoletki srebrne z wybranym przez siebie kamieniem znajdziecie na stronce TopSilver i u jubilerów lubujących się w tworzeniu błyskotek skrywających odrobinę magii.


Ciekawi mnie, jaki jest Twój stosunek do takich "magicznych kamieni" i czy podzielasz mój sceptycyzm przepleciony jednocześnie z silnym poczuciem zaintrygowania. Myślę, że moc sprawcza kamieni i amuletów, to bardziej efekt placebo, oddziałujący na posiadaczy tych przedmiotów. Te niepozorne rzeczy, mogą nawet motywować do podejmowania pewnych działań, których ktoś mógłby się bać, nie mając przy sobie kilkuletniej "szczęśliwej świnki", czy łańcuszka po babci, który ponoć przynosi mu powodzenie w życiu. Wychodzi na to, że nie bezpośrednio, ale sposobami "na około", przedmioty mogą w pewnym sensie wspierać nas w dążeniu do osiągania celu i sprzyjać naszemu szczęściu. Możliwe, że rozwinę temat w osobnym poście, a tymczasem ...namaste.