Wolność? Co z nią?


Od jakiegoś czasu bardzo trapi mnie zagadnienie wolności. Nie mogę odeprzeć wrażenia, że to bardziej złożony temat niż by się wydawało...

Dzieci chcą być jak najszybciej starsze, żeby rodzice im na więcej pozwalali. Z niecierpliwością wyczekują czasu większego luzu, żeby poczuć wolność. Po czasie okazuje się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wtedy młodzież nie do końca jest zadowolona z tego, że może już wracać do domu nieco później i nie tłumaczyć się z każdej godziny swojego dnia. Teraz chciałoby się więcej i więcej...

Takiego młodego człowieka często nachodzą myśli jak to fajnie jest być dorosłym. Nie trzeba tłumaczyć się rodzicom, słuchać nauczycieli i tak dalej i tak dalej.

Błąd!




Jako dorosły nigdy nie jesteś w pełni wolny. Mogę nawet śmiało rzec, że wtedy wolność to totalna abstrakcja. Może to tylko moje zdanie, ale zapewnienie sobie bytu i warunków życiowych nie pozwala na wolność. Podporządkowujesz ogromną część swojego czasu pracy. Czas wolny to głównie obowiązki, bo przecież trzeba iść po zakupy, ugotować, posprzątać czy zrobić pranie. Tu mowa o braku wolności pod względem czasu, ale jeszcze pytanie jak jest z wolnością dla duszy? Moje pytanie zabrzmiało mi trochę jakby Świadek Jehowy właśnie zapukał do drzwi i chciał porozmawiać o Bogu. Jednakże to nie ta kwestia, nie będę pisać o wierze, bo to już indywidualna sprawa każdego z nas. Według mnie nie mamy też do końca pozwolenia na wolność dla duszy i na bycie takim jak nam się żywnie podoba. Musimy spełniać role społeczne, niekiedy sprzeczne z tym co w nas tkwi. Udawać ludzi, którymi nie jesteśmy i odnoszę wrażenie, że niektórzy już zgubili przez to swoją tożsamość.


A jak to jest gdy już mamy darowaną od losu tą odrobinę względnej wolności jaką są choćby wakacje? Tu już różnie. Jedni wychodzą non stop ze znajomymi, zwiedzają nowe miejsca i poświęcają się imprezowaniu. Inni wolą posiedzieć przed laptopem, poczytać książkę i zamówić żarcie do domu, żeby nie musieć wyłaniać się na ten skwar panujący za oknami. Nie ma definicji dobrego i złego spędzania swojego wolnego czas, byle robić to co sprawia przyjemność. Pamiętam jak miałam taki okres w swoim życiu, gdy bardzo dużo spałam i często miewałam paraliże senne, świadome sny czy choćby kilkustopniowy sen w śnie. Doświadczałam ciekawych przeżyć. Każdy mi mówił, że marnuję czas. Moje zdanie było inne. Robiłam to co lubię, a robienie tego co się lubi to nie jest marnowanie czasu.

Już tyle naczytałam się artykułów na temat aktywnego spędzania wakacji, byle tylko wychodzić, imprezować i nie siedzieć w swoich czterech ścianach. W sumie nie mogę nie poprzeć takiego nastawienia niektórych blogerów. To wygląda na typowo motywacyjne artykuły próbujące odgonić wakacjonistów od komputerów i telewizorów, popieram taką motywację! Z tym, że nic na siłę. Najważniejsze jest, aby robić to co daje prawdziwą przyjemność, nawet jeśli miałoby to być siedzenie na dywanie przez dwa dni i układanie puzzli zawierających tysiąc elementów.

Aktualnie nasłuchuję własnych pomysłów jak będzie wyglądać mój wolny czas, który akurat nastał. Nie wiem na jak długo, ale nastał. Nastawiam ucha na samą siebie;D


Gdyby ciekawiło was gdzie dorwałam wianek i fake septum to łapcie:


I nie przegapcie tego, że mam zniżkę na cały nieprzeceniony asortyment tutaj:

Mój kod zniżkowy jest niezmienny: WWNT10.