Zestawienie tylu kosmetycznych bubli! Aż tylu!


Mój ostatni wpis dotyczył czarnego kremu Carbo Detox, który okazał się kosmetycznym niewypałem. Pomyślałam, że pokażę wam całe pudło kosmetycznych bubli, bo przecież nie każdy kosmetyk wzbudza pozytywne odczucia, a ja lubię dzielić się z wami też tym co się u mnie nie sprawdziło.




Na wstępię zachęcam do zerknięcia do oddzielnego posta o czarnym kremie Carbo Detox z aktywnym węglem od Bielendy, link pod zdjęciem.





Ostatnio pokusiłam się o błyszczyk Wibo Spicy, taki tam specyfik co to niby uwydatnia usta. Zawiera ekstrakt z papryczki chilli, więc powinien działać stymulująco. Spodziewałam się efektu intensywniejszej czerwieni wargowej i może małego "opuchnięcia" ust. Niestety ile bym nie nałożyła tegoż produktu to efekt uwydatnienia ust jest zerowy. Sam błyszczyk też nie wygląda zbyt ładnie. Ma drobinki brokatu, które nie wyglądają korzystanie na ustach. Aby otrzymać efekt, który jest dla mnie choć w połowie satysfakcjonujący muszę nałożyć bardzo dużo produktu, wtedy na ustach robi się efekt tafli. Po nawaleniu mega dużej ilości kosmetyku, tylko miejscami brokat nadal wygląda jakbym umalowała się błyszczykiem z "Bravo girl" prenumerowanego przeze mnie ponad dziesięć lat temu. Szkoda tylko, że przy piciu albo jedzeniu ściera się prawie cały zaaplikowany kosmetyk. 


Dla chcących uzyskać efekt uwydatnienia ust podsyłam posta o innym produkcie:



Płyn micelarny Lirene z morską algą. Miał być ultra nawilżający i odświeżający. Niestety nie dawał takich rezultatów, zamiast tego odczuwałam dyskomfort na skórze. Podrażnienie to może za duże słowo, ale podczas nanoszenia płynu na skórę odczuwałam szczypanie, a po użytkowaniu produktu cera wyglądała brzydko. Połyskiwała i była jakby ściągnięta. Od płynu micelarnego oczekuję delikatnego traktowania mojej skóry, tutaj niestety czekał mnie zawód.




Pomadka z Hebe Full color lipstick marki p2 to totalna katastrofa na ustach. Kupiłam ją już jakiś czas temu, całkiem sporo czasu temu. Szukałam idealnego ciemnego odcienia brązu i Pani w Hebe poleciła mi tą pomadkę. Dopytywałam jak się trzyma i tak dalej i tak dalej. Jej odpowiedzi niestety nie były szczere. Kupiłam pomadkę i szybko pożałowałam, bo wystarczy jakiekolwiek dotknięcie, czy smyrnięcie ust pomalowanych tym produktem i robi się mozaika. 




Węglowe plasterki na wągry Revitale, pic jakich mało. Już publikowałam wyczerpujący post na ich temat, więc poniżej zdjęcia podlinkuję wam posta o tych plastrach, a tym samym o domowym sposobie na wągry. 





Korektor Magic Pen brillance z Lovely. Gdy go kupiłam to nawet byłam zadowolona i poleciłam go jakiejś osobie gdzieś na forum. Wybacz osobo!  Odczuwałam względne zadowolenie dlatego, że w sumie wcześniej nie używałam tak regularnie korektora i pierwsze wrażenia były dość pozytywne. Z tym, że dla uzyskania w miarę satysfakcjonującego efektu trzeba nawalić tego produktu bardzo dużo. Przez to skóra jest obciążona, a sam produkt kończy się w mgnieniu oka. 




Babuszkowe receptury kosmetyczne tak chwalone przez wielu. Mi niestety nie przypadła do gustu wypróbowana maska Babuszki Agafii. Już o niej pisałam, więc pod zdjęciem podlinkuję posta, żeby można było dokładnie zapoznać się z moją recenzją.





Balsam do ust zamknięty w figurce sowy. Opakowanie zdecydowanie działa tu na plus, ale wewnątrz tej słodkiej sówki jest coś przypominającego rozcieńczoną wazelinę o paskudnym zapachu. Dlaczego mówię, że ma konsystencję rozcieńczonej wazeliny? Nie dlatego, że coś tam się rozwarstwia. Nic takiego się nie dzieje, ale produkt jest jakby mniej stały niż wazelina, nie działa to na korzyść, bo rozłazi się wokół ust i nie bardzo trzyma się miejsca, gdzie został zaaplikowany. Jedyny plus jest taki, że nawet po umyciu ust, zostaje na nich taka ledwie wyczuwalna tłusta warstwa, która z pewnością chroni usta przed odparowywaniem z nich wody i tym samym przed wysuszeniem. No niech będzie, to nie jedyny plus, bo tak jak wspominałam wygląd opakowania bardzo mi się podoba.





Maseczka aloesowa od Perfekty. Zarówno ta maseczka, jak i pozostałe z tej serii są według mnie beznadziejne. Moja cera jest po nich jakby wysmarowana czymś paskudnym, świeci się i wygląda jakbym ostatni peeling robiła rok temu. Skóra wygląda po prostu niezdrowo.




Lubię suche szampony, bo dzięki nim można uzyskać fajny efekt na włosach, ale opiszę wam to już innym razem. Teraz skupię się na jednym z nieudanych zakupów kosmetycznych jakim jest suchy szampon got2b od Schwarzkopf. Jest to produkt przeznaczony do brązowych włosów, ładnie pachnie i spełnia swoją funkcję, ale ma jedną okropną wadę. Produkt jest w brązowym kolorze i barwi włosy. Można by powiedzieć, że jest to ciekawa alternatywa dla osób chcących zmniejszyć widoczność odrostów, ale ja jestem zniesmaczona tym co zostaje na włosach. Wystarczy przesunąć ręką po kosmykach i ręka nadaje się tylko do umycia. Nie wyobrażam sobie założyć czapkę lub położyć głowę na ulubionej poduszce. Zużyłam tego suchego szamponu niewiele, bo po zaaplikowaniu go czuję sie zwyczajnie brudna.




Dla osób zainteresowanych recenzją bubla kosmetycznego w postaci maski do włosów podlinkuję jeszcze jeden post: