Nie wiem jak wy, ale ja przeważnie nie lubię wykonywać swojego makijażu. Nakładanie podkładu, pudru i tak dalej, nuda. Robię to mechanicznie i byle szybciej, byle już skończyć tą papraninę. Nie robiłabym tego wcale, gdyby nie moje uwielbienie wobec efektów jakie daje make-up. 


Moim zdaniem receptą na polepszenie nastroju przy codziennych czynnościach jest pobudzanie zmysłów. Za przykład możemy tu wziąć inny codzienny rytuał, jakim jest kąpiel. Lubimy myć się produktami, które przyjemnie pachną i tym samym powodują pozytywne doznania. Idąc tym tropem, ciągle szukam sposobów na umilenie sobie malowania. Poszukuję czegoś co pobudzi moje zmysły w taki sposób, że makijaż będzie wykonywany z uśmiechem. Ostatnio szczyptą przyjemności był mój bananowy puder, który pięknie pachnie. Teraz przyszła pora na nowe pędzle, dzięki którym z pewnością przez dłuższy czas nie będę zasiadać przy toaletce z ponurą miną.



Zakochałam się w tych pędzlach od pierwszego wejrzenia, jak tylko zobaczyłam je na stronie internetowej. Czyż nie są bajeczne?? 💙


Myślę, że warto też zadbać o estetyczny wygląd miejsca w którym robimy make-up. Ja akurat na toaletce mam rozgardiasz, zresztą nawet nie jest to toaletka tylko kącik przy meblach, wzdrygam się na myśl o tym👎

Na szczęście niebawem zmieni się moja miejscówka i będę cieszyć oczy👍


Mega pozytyw płynie też z muzyki, dlatego dobre dla nas jest także pobudzanie zmysłu słuchu. I nie tylko podczas codziennego upiększania zaspanej twarzy, bodźce dostarczane do naszego mózgu poprzez słuch, sprawdzą się przy innych codziennych czynnościach, wystarczy dobrać muzykę adekwatnie do oczekiwanych efektów jakie ma w nas wywołać🎵



Gorzej, gdy tą kosmetyczną chwilę zepsuje kichnięcie przy malowaniu rzęs. Pewnie każda z nas zna to uczucie. Starasz się wytuszować rzęsy, a drwiące z nas drogi oddechowe nagle przypominają sobie, że od tygodnia nie kichałaś i aa psik! Jeśli tak jak ja, używacie tuszu wodoodpornego to irytacja w takiej sytuacji wzmaga się kilkakrotnie. A już szczególnie w pośpiechu, gdy masz dziesięć minut do wyjścia, a wyglądasz jak panda. W sumie pandy to fajne zwierzęta, każdy je lubi, może warto zostawić sobie efekty kichnięcia i wyjść tak do ludzi🐼


Poza wrażeniami węchowymi, wzrokowymi i słuchowymi, o czym już napisałam, kolejnym miłym dodatkiem jest pobudzanie zmysłu dotyku. Tu idealnie sprawdzają się milutkie pędzle muskające skórę. Przyjemność sama w sobie💜

Bezpośredni link do moich makijażowych przyjaciół:




I link do innej stronki z pędzlami, gdzie dostaniecie pędzelek zupełnie za darmo przy zakupie 3 rzeczy ze sklepu:


Naczytałam się ostatnio na temat Koreańskiej pielęgnacji twarzy. Przeanalizowałam każdy z kolejnych kroków ku pięknej cerze i myślę, że warto trochę ściągnąć od naszych Azjatyckich koleżanek, które z pewnością mogą poszczycić się nienagannym wyglądem swojej skóry✔

Prześledźmy teraz razem te kilka kroków. Mogą wydawać się niekończącą się opowieścią, ale podejrzewam, że systematyczne stosowanie się do nich, spowoduje skrócenie czasu wykonywanych czynności, jak wszystkiego co wykonujemy mechanicznie. Stanie się to jednym z codziennych rytuałów.

1. Demakijaż (pielęgnacja wieczorna)
Pierwszy etap oczyszczania cery z makijażu i wszelkich zanieczyszczeń powinien odbywać się z zastosowaniem olejków, jednakże ja preferuję nieco inne produkty. Nie wyobrażam sobie demakijażu bez płynu dwufazowego na oczy i płynu micelarnego na pozostałą część twarzy. 




2. Oczyszczanie (pielęgnacja poranna i wieczorna)
Drugi etap oczyszczania cery ma być wykonany kosmetykiem na bazie wody, idealnie sprawdzi się tutaj pianka. Ma oczyścić skórę z wszelkich pozostałości brudu i sebum.





3. Złuszczanie (około 2 razy w tygodniu)
Jest to bardzo ważny krok ku polepszeniu wyglądu i kondycji cery. Podczas peelingu pozbywamy się martwego naskórka zalegającego na powierzchni skóry i zapychającego pory. Jak wiadomo-zapchane pory to nowe wypryski szpecące lico. Zresztą, nawet jeśli ktoś nie ma tendencji do powstawania na twarzy szpecików, to i tak nie sprzyja mu nagromadzenie martwych komórek naskórka. Trzeba też pamiętać, że ze złuszczaniem nie ma co przesadzać, ta czynność nie powinna być wykonywana zbyt często, aby nie podrażnić skóry. 

4. Tonizowanie (pielęgnacja poranna i wieczorna)
Po oczyszczeniu cery, należy zastosować tonik, który przywróci skórze właściwe pH i przygotuje ją do dalszych zabiegów.





5. Odżywienie (pielęgnacja wieczorna)
Tutaj czeka na nas cała gama różnych produktów odżywczych. Zależnie od naszych upodobań i osobliwych potrzeb cery, mamy do wyboru esencje, ampułki, maski, maseczki i co tylko dusza zapragnie.





6. Preparat pod oczy (pielęgnacja wieczorna)
Warto zadbać o skórę wokół oczu, która niestety często jest pomijana w codziennej pielęgnacji. Ja zaczęłam poświęcać uwagę tym okolicom dopiero od niedawna i zastanawiam się czemu nie robiłam tego wcześniej, to tak prosta i szybka czynność. Wystarczy delikatnie rozprowadzić w okolicach oczu specjalnie przeznaczony do tego krem lub żel.





7. Nawilżanie (pielęgnacja poranna i wieczorna)
Tu należy dostosować krem adekwatnie do potrzeb cery. Ja od jakiegoś czasu stosuję krem z zieloną herbatą, przeznaczony do cery tłustej i mieszanej. Recenzja tego kremu pojawi się na moim blogu jak już wyrobię sobie o nim stabilną opinię👍👎

8. Filtr przeciwsłoneczny (wedle potrzeb)
Promieniowanie słoneczne sieje spustoszenie w naszej skórze. Zaczynając od tego, że przyspiesza starzenie się skóry i wzmaga powstawanie zmarszczek, a kończąc na wszelkich rakach skóry spowodowanych promieniowaniem ultrafioletowym. Na temat raków mogłabym tu napisać referat, zrobić prezentację i narysować schematy, bo moja wykładowczyni przedstawiła ten temat na zajęciach z onkologii bardzo dokładnie i dobitnie, ale chyba nie o rakach przyszłyście tu czytać, więc wracam do filtrów. Wychodząc na zewnątrz, wskazane jest zabezpieczenie skóry produktem zawierającym filtry przeciwsłoneczne i warto pamiętać, że twarz jest jedną z okolic naszego ciała, które są najbardziej narażone na nasłonecznienie. Przykładowo ja mam SPF w podkładzie, co oszczędza mi nakładania pod makijaż kremu zabezpieczającego skórę przed promieniowaniem.



Warto wprowadzić w życie trochę więcej Azji niż tylko chińskie żarcie i wszechobecne rzeczy "made in china"! 🍙🍤🍜





Produkty marki Kallos cieszą się dużym uznaniem. Producent daje nam wybór pięknych zapachów masek do włosów i obiecuje zbawienny wpływ na kosmyki. Miałam do czynienia z dwoma specyfikami od Kallosa. Moje włosy są dość wymagające z powodu ich długości i tego, że nie mają ze mną łatwo. Prostowanie, farbowanie na jakieś nieludzkie kolory, które możecie obserwować na zdjęciach w innych postach i na moim instagramie. Uogólniając, moje włosy jakby mogły to pewnie dałyby mi pstryczka w nos. Opiszę wam teraz dwa kosmetyki, które budzą we mnie i w moich wnerwionych włosach bardzo sprzeczne odczucia. Jeden bym wam z całego serca poleciła. Drugi niestety nie wypadł w moich oczach najlepiej, z pewnością nie sięgnę po niego drugi raz. 







Ten zły i brzydki kosmetyk to KALLOS HAIR PRO-TOX. 


Jest to balsam do włosów zawierający keratynę, kolagen i kwas hialuronowy. Ma wbudowywać się w strukturę włosów, nawilżać, odżywiać i wzmacniać. Pasma mają być lśniące, jedwabiste w dotyku i cokolwiek to znaczy-mają być łatwe w obsłudze. Mają też być nie obciążone! Ta ostatnia obietnica najbardziej mija się z prawdą. Nawet po niewielkiej ilości balsamu, moje włosy były ciężkie i klapnięte jak uszko misia uszatka. W dodatku, gdy zdarzyło mi się wyprostować włosy, gdy był na nich pro-tox, niestety zawsze na powierzchni pasm zostawała powłoczka takiego podgrzanego, lepkiego specyfiku, który nijak miał się do obietnic producenta. Co do poprawy kondycji włosów, może i tak, wyglądały zdrowiej skoro coś je oblepiało, sprawiały wtedy wrażenie ciężkich, zdrowych włosów, ale jakże klapniętych. Miś uszatek. 




Ten dobry i zasługujący na fanfary kosmetyk to KALLOS ALGAE.


Jest to maska do włosów z ekstraktem algi i oleju oliwkowego. Aktywne składniki algi mają dogłębnie nawilżać, odżywiać i odbudowywać uszkodzone włosy. Zawartość oleju oliwkowego ma dodawać połysku i jedwabistości. Daje nie tylko jedwabistość, ale i zajedwabistość. Ogólnie wszystko w tej masce mnie zachwyca, zaczynając od zapachu i łatwej aplikacji, kończąc na efektach jakie pozostawia na skalpie. Ułatwia rozczesywanie, włosy są leciutkie i tu można zaobserwować zero obciążenia specyfikiem. Na pasmach nie pozostaje lepka warstwa, lecz ładny połysk i pasma przyjemne w dotyku, o niebo lepsze niż po poprzednim opisywanym przeze mnie Kallosie. 

Jeśli zdecydujecie się na algowy Kallos, to mam nadzieję, że pozostawi u was tak pozytywne odczucia jak u mnie, a nieszczęsny pro-tox oby był dla waszych włosów bardziej przyjazny niż dla moich, jeśli to w ogóle możliwe. 








Ostatnio przestał mi pasować dotychczasowy puder, z którym nie rozstawałam się od naprawdę długiego czasu. Ani kolor już mi nie podchodził-najwyraźniej zbledłam, ani wykończenie mi się nie podobało-widoczne pory mimo efektu zbyt grubej warstwy pudru. Myślę, że to wykończenie kiepsko wyglądało z powodu zmiany składu mojego ukochanego podkładu z Revlonu. Muszę wreszcie zaktualizować posta, który wisi u mnie na blogu, ów post dotyczy starego, dobrego podkładziku, na którym mój puder wyglądał bardzo dobrze. W pośpiechu i sam podkład można było wklepać w skórę. Nawet goły Revlon spełniał oczekiwania, a teraz jak producent zdecydował się pokombinować z recepturą to kosmetyk można o dupę potłuc, ale o tym w innym poście...

Jako, że nie mam jeszcze upatrzonego nowego podkładu, to postanowiłam chociaż puder sobie zmienić na ten, który rzucił mi się w oczy podczas drogeryjnych zakupów. To nowość w Rossmannie i nadal widnieje przy nim informacja o jego premierze, więc jako dobry królik doświadczalny, sięgnęłam po niego i pokicałam testować🐇




Trochę obawiałam się sypkiego pudru, bo zawsze stawiałam na kompaktowe i prasowane, wydawały się bardziej komfortowe w aplikacji. Po wypróbowaniu mojego pierwszego w życiu sypkiego pudru, podtrzymuję swoje zdanie, nie są zbyt poręczne. Na szczęście to jedyne negatywne odczucie wobec BANANA LOOSE POWDER od WIBO.


Jest to półtransparentny puder, który fajnie dopasowuje się kolorystycznie. Nie daje efektu maski, wykończenie makijażu tym kosmetykiem pozwala otrzymać naturalny look. Szukałam właśnie czegoś takiego, szczególnie, że pozostawia aksamitne wykończenie i całkiem nieźle sprawdza się w ukryciu rozszerzonych porów. Nie idealnie, ale nieźle. Skóra wygląda świeżo, tak jak zapewnia producent. 

Jako wisienka na torcie, a raczej jako banan na twarzy, kosmetyk ma bardzo ładny zapach. Podczas aplikacji można poczuć subtelny zapach suszonego banana.




Zapewne nie omieszkam wypróbować też pudru ryżowego od Wibo. Jeśli się na niego zdecyduję to możecie spodziewać się recenzji porównawczej! Będę królikiem doświadczalnym, ale może i wy już testowałyście któryś z tych produktów? 🐇