Ja, zwolenniczka domowych peelingów pokusiłam się jakiś czas temu na kupny cukrowy peeling do ust. Jest to produkt marki Evree, który zawiera 99% naturalnych składników i ma smak i zapach poziomki. No smak może i tak, ale zapach nie koniecznie. 



Użytkowanie Sugar Lips od Evree jest bardzo proste, wystarczy nabrać na palec odpowiednią ilość produktu, wmasować w usta, a następnie pozbyć się z warg nadmiaru produktu przy pomocy wody lub chusteczki. 

Po zabiegu usta są bardzo ładnie wygładzone, nabierają też intensywniejszego koloru za sprawą miejscowej poprawy krążenia krwi. Suche skórki są złuszczone, a usta pozostają bardzo dobrze nawilżone. 



Konsystencja kosmetyku jest satysfakcjonująca, bardzo komfortowo się wmasowuje. Podczas tarcia czasem może się obsypywać, ale to nic dziwnego jeśli chodzi o tego typu produkty. Nie trzeba na siłę domywać produktu z warg, ponieważ resztki utworzą na ustach słodką powłoczkę, którą bardzo przyjemnie się zlizuje. Szkoda tylko, że zapach nie do końca przypomina poziomkę, to się akurat średnio udało producentowi. Jednakże całokształt Sugar Lips jest zdecydowanie na plus! 





Polecam, kwietniowa~










Moja kurtka przebyła długą drogę, żeby trafić w moje ręce. Wyruszyła z Hong Kongu i poprzez niemieckie państwo została dostarczona do mnie. Jak wiecie, współpracuję ze sklepami internetowymi, takimi jak Rosegal i często pokazuję wam tu rzeczy od nich. Dotychczas byłam zadowolona ze wszystkiego, ale były to rzeczy, od których może nieco mniej się wymaga niż od kurtki zimowej. 



Tym razem kurier przyniósł spory pakunek, z niecierpliwością go odpakowałam. Moim oczom ukazał się materiał w pięknym, pastelowym kolorze. Ale patrzę i nie widzę nigdzie misiowej wstawki od kaptura! Na szczęście była tuż przy kurtce, trochę nią opatulona. Misia musiałam sobie doczepić na kilka guzików i dopiero wtedy kurtka była gotowa do przymiarki. To, że misiowa wstawka się odpina to duży plus. Jakby mi się odwidziała to zawsze mogę ją odpiąć. Jednak nie nastąpi to szybko, bo jestem zauroczona efektem jaki daje. Ma ładny kolor, jest "mięsista" i przede wszystkim nie wypadają w niej włoski, więc nosi się komfortowo.




Kurtka jest bardzo cieplutka, pod spodem też jest misiowa, ma milutki ocieplacz w kolorze białym. W kapturze też jest ocieplacz, więc jak się opatulę to mróz mnie nie ruszy!



W paczce miałam też kolczyki dopasowane kolorystycznie do kurtki. Jest to dość nietypowa biżuteria. Z przodu ucha wkłada się kuleczkę, natomiast z tyłu, tam, gdzie przeważnie nakłada się zatyczkę, w tym przypadku dopasowuje się geometryczny element kolczyka. Całość wykonana jest z tworzywa matowego, takiego, które pod palcami jest bardzo przyjemne. Trochę jak pluszowe, mimo, że to twardy plastik.





__________________
Link do kurtki:

Link do kolczyków:



Rosegal:









Jako posiadaczka niesfornych brwi musiałam sięgnąć po fixer, aby nadać im odpowiedni kształt. Właściwie jest to już moje trzecie opakowanie tego produktu. Nie wiem czemu wcześniej nie pokazałam wam tej perełki kosmetycznej, a przecież warto ją zrecenzować.


Jest jeszcze wariant nadający kolor włoskom, ale w moim przypadku jest to zupełnie zbędne. Mam dość ciemne brwi i jeśli już je przymalowywać to tylko pomadą albo cieniami, żeby wypełnić ewentualne puste przestrzenie między włoskami. U mnie najbardziej potrzeba utrzymać brwi w ryzach, wygładzić je i utrwalić. 


Produkt jest bardzo wydajny, głównie dlatego, że do wykonania makijażu potrzeba go tylko odrobinkę. Nie można nałożyć zbyt wiele, bo z zabiegu mającego na celu upiększenie, wyjdzie coś wyglądające jak kilka sklejonych włosów.


Aplikacja jest dość prosta, ponieważ szczoteczka posiada wyprofilowanie. Minusem jest to, że po dłuższym stosowaniu żelu, można zauważyć, że zostaje on zabarwiony na kolor pudru. Niby nic dziwnego, bo przecież gdzieś tam zawsze zbiera się odrobina pudru na brwiach i później zgarnia się to przez przypadek szczoteczką, a następnie wkłada do żelu. Przyznam jednak, że jest to denerwujące, bo jeśli przez nieuwagę nabierze się zbyt dużo fixera na aplikator i tym samym za dużo jest go później na jakimś fragmencie brwi to wygląda ona nieestetycznie, jak przypudrowana brylącym się pudrem. Wystarczy wtedy zebrać to patyczkiem higienicznym albo nawet palcami, ale to się często wiąże z poprawianiem stylizacji brwi.



Żel do brwi Wibo ma satysfakcjonującą trwałość. Trzyma brwi w ryzach przez cały dzień, z małymi wyjątkami. Brwi są częścią twarzy, która ulega mocnym ruchom podczas mimiki, więc czasem coś drgnie na tyle intensywnie, że fixer nie podoła. W każdym razie uznaję trwałość za satysfakcjonującą, a nawet bardzo dobrą. O czymś musi świadczyć fakt, że już sporo czasu go używam i sięgam po niego ponownie.



Jeśli ciekawi was też recenzja pomady do brwi Wibo Eyebrow Pomade to zapraszam, link:

Pisałam tam recenzję oraz moje sposoby na rozjaśnienie pomady do brwi, ponieważ często pojawia się problem złego doboru koloru pomady. Ja akurat swoją źle dobrałam przez przypadek i wzięłam czarną! Jak można było nie spojrzeć dokładnie na opis?! Przez to zainspirowałam się do eksperymentu z rozjaśnianiem produktu do brwi.





_______________
Jeśli stosowałyście bezbarwny żel do brwi Wibo Eyebrow Fixer to koniecznie podzielcie się swoją opinią w komentarzu, pozdrawiam z nad kubka zielonej herbaty,

~kwietniowa









Jeśli śledzicie mojego instagrama, wiadomo wam, że testowałam lakiery hybrydowe Moov. Sprawdzeniu przeze mnie zostały poddane top, baza, lakiery w kolorach Sandra, Nicole i Joyce, pyłek z efektem star dust, a także oliwka. Wiem, że trzymałam was trochę w niepewności i niewiedzy co się dzieje, że nie daję jeszcze recenzji skoro ją obiecałam. Wszystko dlatego, że sprawdzałam jak trzymają się te produkty, żeby stworzyć dla was wiarygodny artykuł na ich temat. 





Baza Moov ↙
Baza nakładana pod lakier hybrydowy ma za zadanie zwiększyć przyczepność lakieru i sprawić, że będziemy dłużej cieszyć się pięknymi paznokciami. Testowana przeze mnie baza sprawdza się bardzo dobrze! Jest wygodna w użyciu, bardzo komfortowo się ją nakłada na płytkę. Patrząc na długi czas, w którym lakier trzymał się moich paznokci, można twierdzić, że baza jest produktem pozytywnie wpływającym na trwałość manicure. 


Lakiery hybrydowe Moov ↙
Kolory są prześliczne! Na pierwszy ogień poszedł lakier w kolorze niebieskim, przywodzi na myśl lekko wytarte jeansy, czyli coś co lubię. 


Użytkowanie lakieru jest tak proste, że natychmiast stał się jednym z moich ulubionych hybrydziaków. Rozprowadza się bardzo ładnie, bezproblemowo. Dodatkowo pragnę poruszyć kwestię domywania skórek w razie wyjechania pędzelkiem poza krawędź płytki paznokcia. Malując lewą ręką często robię kleksy na skórkach. Duża część lakierów hybrydowych ciężko się domywa, ale formuła Moov pozwala na łatwą korektę. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ moja lewa ręka lubi płatać figle i co rusz miota pędzelkiem poza wyznaczonymi granicami.

Do wykonania tego manicure użyłam też star dusta i przyznam, że daje bardzo efektowny połysk. Szczególnie przy mocnym świetle, można wtedy obserwować coś co przypomina mokrą połyskującą taflę. 

Paznokcie pomalowane kolorem Nicole nosiłam blisko trzy tygodnie i nie działo się z nimi nic złego. Lakier utrzymał się bez odprysków, a nowy manicure sprawiłam sobie wyłącznie dlatego, że już miałam paskudny odrost. 


Jako drugi testowałam kolor Joyce. Jest to odcień burgundowy z maleńkimi błyszczącymi drobinkami. Są bardzo subtelne i można zauważyć je właściwie tylko w dobrym oświetleniu. W gorszym oświetleniu lakier sprawia wrażenie jakby metalicznego, dlatego, że drobinki nie są wtedy tak widoczne. Zlewają się w metaliczny połysk, który teraz zaczyna podbijać kosmetyczny świat. Niesamowicie opracowany kolor, na tą chwilę mój ulubiony! Noszę ten manicure już ponad półtora tygodnia i nie miałam w tym czasie usterek, nic nie odpryskuje. 




Myślę, że donoszę lakier nawet do trzech tygodni jak poprzedni. Przyglądam się paznokciom i wygląda na to, że zmiana manicure znowu nastąpi wyłącznie dlatego, że pojawi się odrost. Ewentualnie powodem może stać się nieodparta chęć sprawdzenia jeszcze ostatniego lakieru.

Wtedy przyjdzie pora na ostatni kolor, czyli kolor o nazwie Sandra. Jest to brudny róż, delikatny i subtelny. Idealny na każdą okazję i u mnie znajdzie zastosowanie w świątecznym manicure. 




Top Moov ↙
Top nakłada się jako wykończenie dla manicure. Zabezpiecza lakier i nadaje paznokciom połysk. Top marki Moov sprawdził się u mnie bardzo dobrze, to w dużej mierze i od niego zależna była trwałość manicure. Warto zauważyć, że jego połysk jest bardzo ładny i trwały, nie matowieje z upływem czasu.




Oliwka Moov ↙
Po zrobieniu sobie pięknych paznokci warto pamiętać o pielęgnacji skórek. Tutaj idealnie sprawdzi się oliwka Moov. Zauważyłam, że oliwka nie osiada na powierzchni skóry na nie wiadomo ile czasu, zamiast tego większość produktu wchłania się w skórę. To bardzo pozytywnie wpływa na proces pielęgnacji. Bardzo polubiłam oliwkę Moov. Sprawia, że skóra staje się zadbana, mięciutka i widać, że jej nawilżenie jest na odpowiednim poziomie. Oczywiście dla utrzymania odpowiedniej kondycji skóry dłoni i skórek, nie należy zapominać o stosowaniu kremów do rąk! 



Z recenzją trafiłam akurat na dobrą chwilę, bo hybrydy są teraz w promocji, więc jak chcecie nabyć to jest to idealny moment. Nie jestem pewna czy już wiecie, ale markę Moov można dostać tylko i wyłącznie w Kontigo💙







______________
Jak już mnie ostatnio kilka z was pytało: 
to naturalne paznokcie, tak mi się udało zapuścić pazurstwo💪







Późną jesienią i zimą dobrze jest uraczyć się smaczną, rozgrzewającą herbatką. Ostatnio zakochałam się w kombinacjach jakie można uzyskać przy pomocy kilku składników, w które z chęcią się zaopatrzyłam. W zależności od rodzaju kompozycji i ilości dodanych składników, można robić przeróżne herbatki, w których przeważać będą smaki korzenne lub cytrusowe, słodkie albo pikantne. 


Moimi faworytami wśród dodatków są:
-goździki, cynamon, kardamon, limonka, cytryna, skórka pomarańczowa, owoce pomarańczy, korzeń imbiru, pieprz, miód, grejpfrut.


Tych kilka składników można łączyć na tak wiele sposobów, że głowa mała! Codziennie inna herbatka i inne doznania smakowe. Warto dodać, że każdy z tych komponentów ma wartości zdrowotne. Przykładowo goździki łagodzą ból gardła i kaszel, grejpfrut wzmacnia odporność, kardamon łagodzi objawy grypy, miód działa bakteriobójczo i tak dalej. Każdy ze składników ma właściwości bardzo pomocne w okresie jesiennym i zimowym.



Aromatyczne przyprawy dobrze jest schować w szczelne pojemniczki lub słoiczki. Ja zaopatrzyłam się w szklane misie z zakrętkami. Niestety na kardamon zabrakło mi misiów, trzeba jeszcze raz odwiedzić sklep z bibelotami, ale to dopiero jak będę w rodzinnym mieście. Właśnie tam dorwałam te osobliwe słoiczki. 



Jeśli chodzi o cynamon, miód albo kardamon, fajnie jest dodać je także do kawy. Ja niestety jestem uzależniona od kofeiny i takie urozmaicenia są dla mnie czasem zbawienne. Inaczej nudno mi pić kawę smakującą kolejny dzień tak samo.



A czy wy lubicie tak modyfikować sobie codzienne smaki? Jeśli tak, to może podsuniecie mi jeszcze inne pomysły na zimowe herbatki?







_____________________
Sweterek ze zdjęć:

Skarpetki "BRING ME A COLD BEER":



Można nadal korzystać z kuponu zniżkowego, który wam ostatnio dałam. Wystarczy go wpisać przy podsumowaniu koszyka z zakupami: 
ZFNancy










Czyszczenie akcesoriów do makijażu jest bardzo ważne. Pozbywamy się z nich wtedy nie tylko przybrudzenia powstałego od pudru, różu, bronzera czy rozświetlacza, zmywamy z nich także bakterie. Nagromadzenie się bakterii na pędzlach może przyczyniać się do powstawania niedoskonałości skóry, w niektórych przypadkach także podrażnień skóry. W związku z tym, jeśli nie czyścisz pędzli to warto teraz spojrzeć na nie i oszacować ile czasu już ich używasz i ile żyjątek mogło się na nich osiedlić przez ten czas. Może to zmotywuje Cię do zmiany nawyków i zaczniesz inaczej postępować ze swoimi akcesoriami do makijażu.


_______________
Przy okazji pragnę pochwalić się moimi nowymi Zafulowymi zdobyczami, czyli pięknymi pędzlami z motywem marmuru!

I dam wam po raz kolejny kupon zniżkowy, bo co mam wam nie dać jak mogę wam dać: 
ZFNancy





Moim sposobem na czyszczenie było dotychczas zwykłe ugniatanie włosia pędzli po uprzednim zaaplikowaniu na nie piany powstałej z odrobiny szamponu rozcieńczonego z wodą. Przyznam, że to był mało komfortowy sposób, bo trwało to dość długo i w dodatku ciągle miałam wrażenie, że pędzle są niedoczyszczone. 


Szukałam innego sposobu i ostatnio skusiłam się na silikonowe płytki z wypustkami, zwane też matami lub padami. Jestem zachwycona łatwością, z jaką można czyścić pędzle przy pomocy tego gadżetu. 



Dzięki licznym wypustkom wykonanym z silikonowego tworzywa, czyszczenie pędzli jest dokładniejsze niż podczas stosowania mojego poprzedniego sposobu. Trwa też krócej.




Jak czyścić pędzle przy pomocy silikonowych płytek z wypustkami?

Aplikujemy na płytkę odrobinę szamponu do włosów albo mydła. Zwilżamy lekko wodą, żeby mogła powstać piana.


Do tak przygotowanej maty dokładamy pędzel i przesuwamy nim po wypustkach. W między czasie powstaje piana, w której można zaobserwować resztki kosmetyków wychodzące z czyszczonego pędzla. 


Gdy pędzel jest mocno zabrudzony należy przepłukać płytkę i powtórzyć czynność, aby rezultaty czyszczenia były lepsze.


Na koniec opłukujemy płytkę i pędzel w wodzie, osuszamy. Gotowe!





_______________
Płytki do czyszczenia pędzli:

Marmurkowe pędzle:

Pędzel wachlarz:

Pędzle ombre w pełnym secie znajdziecie w moim poście o umilaniu sobie codziennego makijażu:

Bluza jednorożec z poniższego zdjęcia:





I'm a unicorn, bo można zostać kim się chce💬











Jakiego kremu ostatnio używam? Soraya aquacell.

Nie często wdaję się w dyskusje z pracownikami drogerii, bo przeważnie bywało tak, że sama lepiej dobierałam sobie kosmetyk. Jakiś czas temu, dość długi czas temu zdecydowałam się zapytać jaki krem by mi poleciła pracownica Rossmanna. Chciałam coś z profilaktyką starzenia się skóry, a nie mogłam znaleźć kompletnie nic fajnego, co by nie było przeznaczone dla wieku 40+ 50+ i więcej. Do stosowania tych kosmetyków to jeszcze drugie tyle życia mi brakuje. Pani popatrzyła ze mną na regały, na których faktycznie było pełno kosmetyków z technologią wieku i przedziałami wiekowymi, na które nawet ona by się nie załapała, a zaznaczam, że była sporo starsza ode mnie. Doradziła mi ze dwa, trzy kremy, z których wybrałam właśnie produkt marki Soraya. To chyba pierwszy raz, gdy byłam w pełni zadowolona z doradztwa w drogerii! I jeszcze dzięki tej Pani skusiłam się wreszcie na kartę Rossmann, której założenie odwlekałam trzysta lat. Pozdrawiam anonimową pracownicę Rossmanna! 





Co ciekawego oferuje kosmetyk?

Ujędrniający krem na dzień i na noc wzbogacony masłem shea poprawia nawilżenie już po pierwszej aplikacji, aby zapewnić skórze zdrowy i piękny wygląd. 

Miliony nawilżających mikrokropelek - dostarczają skórze niezbędnych składników do utrzymania nawilżenia i równomiernego rozkładu wody w naskórku.

System potrójnego nawilżenia - utrzymuje wilgoć na powierzchni skóry, nawilża przestrzenie międzykomórkowe, dostarcza i utrzymuje wodę we wnętrzu skóry.

Kompleks dotleniający Oxy-Cell - promuje dotlenienie komórek skóry, zwiększając wewnątrzkomórkowy transport tlenu i jego wykorzystanie w komórkach skóry.

Masło shea - natłuszcza, wygładza i odżywia naskórek. Sprawia, że skóra staje się miękka i przyjemna w dotyku.




Jak krem sprawdził się na mojej skórze?

Może jakiegoś ekstra ujędrnienia nie zaobserwowałam, ale bardzo korzystnie wpływa na nawilżenie skóry. Technologia nawilżająca zastosowana w tym kosmetyku jest dobrze opracowana i ktoś tu odwalił dobrą robotę. Krem czuć na twarzy, podczas dotyku odczuwa się, że coś na tej skórze jest. Jednakże są to pozytywne wrażenia, bo krem nie jest tłusty, tłustych nie lubię! Nie akceptuję! Ten pozostawia na skórze film ochronny, zapewne jest to jedno z działań zapobiegających utracie wody z naskórka. Tym sposobem wpływa na jeszcze lepsze nawilżenie, nawodnienie skóry. Idąc tym tropem, nawodniona skóra wolniej się starzeje, więc nie można powiedzieć, że krem nie zapobiega starzeniu. W pewnym sensie robi skórze warunki dla zachowania młodości. 




Komu mogę polecić ten krem?

Myślę, że producent był z nami szczery pisząc, że jest to produkt do każdego rodzaju cery. Powinien sprawdzić się dla skóry suchej, bo bardzo dobrze nawilża. Dla cery tłustej, czyli takiej jak moja też jest trafnym wyborem, bo nie zapycha i nie robi tłustej skórze nic złego, a wręcz przeciwnie. Samo dobro! Wszyscy posiadający inne rodzaje cery też nie powinni się obawiać, bo krem działa delikatnie, nie podrażnia, nie zachowuje się na skórze podejrzanie. 




__________________
Ja już go kończę i rozglądam się za nowym. Jeśli macie jakieś sprawdzone kremy to koniecznie piszcie!